LACHENMANN

Brand New Music Festiwal muzyki współczesnej 2-5.12.2014, Katowice

Spróbuj to polubić!

Szum medialny wokół wydarzenia kulturalnego oraz jego rozmach są często odwrotnie proporcjonalne do rangi artystycznej tego wydarzenia. Nie chodzi nawet o nierówną rywalizację kultury wysokiej z popularną, coraz częściej można bowiem spotkać się z przykładami komercjalizacji kultury wysokiej, która pod przykrywką klasycznych (a ostatnio także awangardowych!) form lub nazwiska sławnego artysty oferuje produkt obliczony na masową sprzedaż.

Takim wydarzeniem z pewnością nie jest festiwal Brand New Music w Katowicach, który cierpi na wszelkie dolegliwości niedużej inicjatywy środowiskowej – począwszy od małego budżetu, przez skromną reklamę, po wołającą o pomstę do nieba komunikację wizualną.

Na szczęście wnikliwi melomani potrafią przymknąć oko na takie niedociągnięcia i docenić rzeczywistą wartość wydarzenia – muzykę. A pod tym względem w Katowicach było w tym roku święto. Jako gość specjalny do Polski przyjechał Helmut Lachenmann, kompozytor wybitny, mimo to nadal u nas niedoceniany, nawet (zwłaszcza?) w kręgach akademickich.

Tymczasem wpływ Lachenmanna na nową muzykę ostatnich dekad jest nie do podważenia. Jeśli ktoś ukształtował jej charakterystyczne, idiomatyczne brzmienie, to jest nim właśnie Lachenmann. Szczególnie eksplorowane przez niego rozszerzone techniki instrumentalne czy komponowane brzmienie stanowią dziś lingua franca nowej muzyki. Niekonwencjonalne sposoby gry na instrumentach, przeciw którym w latach 60. i 70. buntowali się muzycy i słuchacze, stały się powszechnie stosowanymi środkami, które rozwijają kolejne pokolenia kompozytorów – twórczych kontynuatorów i epigonów.

Lachenmann imponuje także bezkompromisową postawą względem sztuki i jej społecznej funkcji, w czym odzwierciedla się niewątpliwie wpływ jego nauczycieli: Nona i Stockhausena. Podobnie jak drugi z nich, Lachenmann zaczyna też wychodzić z niszy awangardy do popkultury, która z lubością fetyszyzuje jego „ekstremizm”: „Twórczość Lachenmanna jest dziwna nawet jak na standardy nowej muzyki” – pisał niedawno „Los Angeles Times”. Kiedy w 2013 roku na popularnym festiwalu muzyki klasycznej BBC Proms w Londynie wykonano „Tanzsuite mit Deutschlandlied” Lachenmanna obok V Symfonii Gustawa Mahlera, nie tylko nikt nie protestował przeciwko temu zestawieniu, ale po koncercie z kompozytorem spotkał się sam książkę Karol. Lachenmann powiedział mu ponoć: „Try to like it”, co nieoczekiwanie stało się mottem tournée Lachenmanna po Ameryce i było przytaczane przez amerykańską prasę.

Polska prasa milczała jak grób o wizycie Lachenmanna w Katowicach, co pewnie wiązało się ze słabą reklamą festiwalu Brand New Music ze strony samych organizatorów – katowickiej Akademii Muzycznej. Kompozytor spędził w niej tydzień, a program jego pobytu obejmował dwa wykłady, koncert oraz pracę z Orkiestrą Muzyki Nowej, przygotowującą śląską premierę jednego z najbardziej znanych utworów Lachenmanna – „Mouvenent (-vor der Erstarrung)”. Wśród samych muzyków wydarzenie cieszyło się natomiast sporym zainteresowaniem, do Katowic przyjechali studenci, kompozytorzy, teoretycy nie tylko z nieodległego Krakowa, ale także z Poznania, Warszawy, a nawet z Gdańska.

Blisko osiemdziesięcioletni Lachenmann (ur. 1935) był w doskonałej formie, brylował dowcipem, sypał anegdotami i popisywał się niebywałą erudycją muzyczną, która imponuje studentom na całym świecie. Podczas wykładu klarownie wyjaśniał źródła swej estetyki (która dla wielu osób w Polsce jest niestety nadal antyestetyką), odwołując się do przykładów Schuberta, Bacha, Chopina, Weberna, Stockhausena.

Apogeum jego wizyty był koncert, na którym wystąpił sam Lachenmann, wykonując „Ein Kinderspiel”, zbiór siedmiu miniatur na fortepian solo, skomponowany w 1980 roku. Mimo nazwy, trwający kwadrans utwór nie jest wcale dziecięcy w znaczeniu prostej treści muzycznej. Jego „dziecięcość” można co najwyżej przypisać niewielu dźwiękom, jakie składają się na te małe arcydziełka. Asceza środków służy tu koncentracji na wybranych elementach, takich jak rezonans, wybrzmienie, energia oraz mechanika wydobycia dźwięku.

Fakt, że „Ein Kinderspiel” wykonał sam kompozytor (będący zresztą wytrawnym pianistą!), nadał interpretacji autorskie piętno, jej wyjątkowość polegała jednak nie tylko na uwiarygodnieniu jej przez twórcę, który jak nikt inny rozumie, co gra. Już sama obecność kompozytora na estradzie tworzyła silną aurę. Jak powszechnie wiadomo, żaden aktor nie dorówna w interpretacji wiersza poecie, choćby ten seplenił i miał monotonną intonację. Dlatego „Ein Kinderspiel” Lachenmanna w wykonaniu Lachenmanna przyprawiał o gęsią skórkę.

Na tym samym koncercie zabrzmiało także „Trio Fluido”, wczesna kompozycja Lachenmanna z 1966 roku, którą ładnie wykonali członkowie Spółdzielni Muzycznej, nowej formacji z Krakowa, powstałej na bazie European Workshop for Contemporary Music. Zaś na koniec koncertu Stanisław Bromboszcz, kompozytor i pianista związany z Katowicami, zagrał rozbudowany, trwający pół godziny poemat na fortepian solo „Serynade” z 1998 roku. W przeciwieństwie do „Ein Kinderspiel”, tu bogactwo środków technicznych i muzycznych po prostu poraża: filtrowanie wybrzmień dźwięków, filtrowanie harmonii w akordach, kombinacja uniesionych tłumików klawiszami i pedałami (w tle słychać nieustanną pracę przy zmianie pedalizacji), współczulny rezonans (niem. symphatische Resonanz; dźwięki przenoszą się z jednej struny na drugą), współbrzmienie nietemperowanych flażoletów i temperowanych dźwięków klawiszy… Bromboszcz precyzyjnie zrealizował procesy rozwarstwiania się brzmienia, w odbiorze muzyki przeszkadzał jedynie głośny oddech pianisty.

Na zakończenie festiwalu Orkiestra Muzyki Nowej pod batutą Szymona Bywalca zagrała „Mouvement (-vor der Erstarrung)” Lachenmanna z 1982 roku. Było to pierwsze zetknięcie bytomskiego zespołu z muzyką niemieckiego kompozytora, mimo iż od dawna jest ona kwintesencją repertuaru współczesnego, sam zaś „Mouvement” to jeden z jego najczęściej wykonywanych utworów. Orkiestra, najbardziej doświadczony i najdłużej działający zespół muzyki współczesnej w Polsce, wyszła z tej konfrontacji trochę poobijana, warto jednak było dać się przeczołgać i przełamać dominującą estetykę, którą można określić jako soft. Mimo pewnych kompromisów i przymykania oka na niedoskonałości techniczne (ilość prób z Lachenmannem nigdy nie jest wystarczająca), słuchaczowi „Mouvement” mógł się podobać. W kompozycji chodzi wprawdzie o wątłe podrygi drętwiejącego organizmu, jest ona jednak wyjątkowo ruchliwa i emanuje wielką energią. To o nią przede wszystkim kompozytorowi chodzi, ona też była wyczuwalna w grze Orkiestry. Chodzi ponadto o urodę komponowanych brzmień, które są w „Mouvement” doprawdy zjawiskowe. Ta do niedawna odbierana jako sucha i trzeszcząca niczym chrust muzyka szmerów i zgrzytów, z biegiem lat zaczyna nabierać kształtów, a to, co było niegdyś prowokacją i negacją, jawi się dziś jako czyste piękno.

Bez wielkiej pompy, a nawet w cieniu innych wydarzeń muzycznych przebiegła wizyta Helmuta Lachenmanna w Katowicach. Brak rozgłosu sprzyjał na szczęście twórczej atmosferze i przyjemności bliskiego spotkania, a nawet koleżeńskiej rozmowy z wybitnym artystą.

źródło: „Odra” 2/2014

Dodaj komentarz