Musica Polonica Nova

Marcin_Stanczyk_portret-300x225

Układanie mozaiki

Festiwal Musica Polonica Nova bywał niegdyś chaotyczny i wrocławskocentryczny. Zmieniło się to, gdy w 2010 roku dyrektorem artystycznym został Andrzej Chłopecki. Wprowadził on do programu pewien koncepcyjny porządek, uwypuklając wybrane wątki. Po śmierci Chłopeckiego kierownictwo artystyczne objął Szymon Bywalec, dyrygent Orkiestry Muzyki Nowej z Katowic, który – jak zobaczyliśmy w kwietniu – odnalazł się w tej roli bardzo dobrze.

Pozytywny bilans tegorocznej Poloniki (4-12 kwietnia) to m.in. więcej premier niż powtórek, więcej akcentów międzynarodowych, najlepsi polscy wykonawcy oraz sprawiedliwa i mądrze wyselekcjonowana reprezentacja twórców z różnych ośrodków (choć Wrocław pozostaje mocny). To także wyodrębniające się w programie wątki, w tym kontynuacja bardzo ważnego i ciekawego nurtu odkrywania zapomnianych kart historii polskiej awangardy.

Zapomniani odkrywani

Jednym z najbardziej oczekiwanych wydarzeń był koncert z muzyką Wojciecha Nowaka i Barbary Buczek (Filharmonia, 5 kwietnia). Nazywani outsiderami, kompozytorzy ci nie odnaleźli się w estetyce muzyki polskiej lat 70. i 80., w postmodernizmie stalowowolskim, nowej prostocie ani „socrealizmie liturgicznym”. I zostali niemalże zapomniani.

Wojciech Nowak (ur. 1954) w latach 90. zrezygnował z udziału w życiu muzycznym. Nie zjawił się też na koncercie we Wrocławiu, gdzie zabrzmiały jego trzy utwory: Adventus (1981) na kontrabas solo, UFO (1982) na akordeon solo oraz Duo per fisarmonica e contrabasso (1987), w wykonaniu Sebastiana Wypycha (kontrabas) i Pawła Janasa (akordeon). Tylko nieliczni słyszeli wcześniej jego nazwisko, w przeciwieństwie do Barbary Buczek (1940-1993). Utwory kompozytorki z Krakowa – najlepszej uczennicy Bogusława Schaeffera – obrosły legendą niewykonalnych. Dlatego kompozycja Primus inter pares (1985) na róg i sześć instrumentów dopiero we Wrocławiu doczekała się prawykonania (!). Zabrzmiał też szereg utworów na instrument solo: Eidos I (1977) oraz Studium (1970) na skrzypce (doskonała Anna Kwiatkowska), Intermezzo (1992) oraz Les accords ésotériques (1991) na fortepian (Joanna Opalińska), a także Les sons ésotériques (1989) na flet, komputer i taśmę (Joanna Gatniejewska i Marek Chołoniewski).

O ile Wojciecha Nowaka interesowało brzmieniu pojedynczego dźwięku, jego drgania i odcienie, z którego wysnuwał muzyczne mantry w duchu Gacinta Scelsiego, o tyle Barbara Buczek komponowała idealistycznie pomyślane złożone konstrukcje dźwiękowe. Czysta, operująca ograniczonymi, ale umiejętnie wyzyskanymi środkami muzyka Nowaka leży na antypodach estetyki Buczkówny, która z pasją zgłębiała techniczne możliwości instrumentów, komponowała intrygujące brzmieniowo, meandryczne przebiegi. Najciekawsza była gęsta i wielowarstwowa kompozycja Primus inter pares, w której Ensemble Ésotérique pod batutą Marty Kluczyńskiej wydobył wiele detali, dając próbkę oryginalnego stylu kompozytorki.

Czy po tym jednym koncercie możemy już stwierdzić, że muzyka Nowaka i Buczkówny słusznie bądź niesłusznie została zapomniana? Nadal nie mamy na jej temat wystarczającej wiedzy, bo większość utworów – zwłaszcza na większe składy instrumentalne – pozostaje niewykonana (Nowak niestety spalił partytury). Czas się im przyjrzeć – pewne jest, że odbiegają one od wszystkiego, co pisano w Polsce w ostatnich dekadach XX wieku i mogą wzbogacić panoramę polskiej muzyki.

Z nutką retro

W pewien wątek ułożyły się koncerty z wykorzystaniem organów Hammonda oraz gitary elektrycznej – instrumentów obecnych wprawdzie w nowej muzyce, kojarzących się jednak bardziej z rockiem lub jazzem. Na inauguracji festiwalu (Filharmonia, 4 kwietnia) zabrzmiały dwie kompozycje na zespół z organami Hammonda: kawiarniana Alice Blue (2013-2014) na siedem instrumentów Olivera Schellera oraz brawurowa Salz (2005) na zespół Enno Poppego. Drugi utwór – rozplanowany dramaturgicznie od solowych partii poszczególnych instrumentów po frenetyczną kulminację tutti – eksplorował kolorystyczne możliwości skal mikrointerwałowych. Rozwibrowane niby tonalne współbrzmienia organów Hammonda, zaprogramowanych na 192 dźwięki w oktawie, wpisane były w ścisły mikrokosmos harmoniczny utworu oraz ogólnie procesy wariacyjne. Mimo kompozycyjnej precyzji, muzyka emanowała freejazzową energią i humorem, zaś charakterystyczna nutka retro nie pozbawiała brzmienia nowoczesności.

Organy Hammonda w utworach Schellera i Poppego imitował syntezator, na koncercie Kwartludium (Sala Koncertowa Akademii Muzycznej, 10 kwietnia) pojawił się natomiast prawdziwy instrument. W programie złożonym z sześciu nowych kompozycji tylko dowcipne, dekonstruktywistyczne Trzecie miejsce po przecinku (2014) Sławomira Kupczaka wykorzystywało zamiast Hammonda wiolonczelę (Mikołaj Pałosz). W pozostałych utworach – delikatnym niczym koronka, wysmakowanym brzmieniowo Pattern (2014) Eunho Changa (mieszkającego w Polsce Koreańczyka), rytmicznym, zakończonym teatralnym gestem Steam Punk Gear (2014) Aleksandra Kościówa, hałaśliwym 28 dni Księżyca (2014) Mateusza Ryczka oraz nieco przewidywalnym The tiger left me unsatisfied (2014) Mikołaja Laskowskiego – organy Hammonda zostały użyte w podobny sposób, dość schematyczny, przeważnie klasterowo-barwowy. Jedynie krótkie solo na Hammondzie w ruchliwej, lekkiej i momentami jakby messiaenowskiej kompozycji Abrenuntio (2014) Dariusza Przybylskiego – kompozytora i organisty, pomysłodawcy koncertu oraz realizatora partii Hammonda – dawało przedsmak tego, co można by z tym instrumentem zrobić.

Wieczór z Hammondem należał jednak do udanych, co niestety trudno powiedzieć o koncercie „Plugged In” (Filharmonia, 7 kwietnia) z udziałem Wojciecha Błażejczyka (gitara elektryczna), Oliviera Andruszczenko (klarnet, klarnet basowy) oraz Sonii Lewosiuk (fortepian). Mimo iż pojawiło się sporo nowych nazwisk (Adam Porębski, Katarzyna Dziewiątkowska-Mleczko, Arkadiusz Kątny), nowych pomysłów nie było, co najwyżej kalki z muzyki rockowej. Z ośmiu wykonanych kompozycji najlepsze wrażenie zrobiły wcale nie te najnowsze. Wyjątek stanowiło prawykonanie Everything is Dangerous (2014) na gitarę elektryczną i elektronikę Paula Preussera (Amerykanina z Wrocławia), w którym znać było rękę kompozytora, podobnie w starszej kompozycji Ryszarda Klisowskiego Lineamenti per chitarra (1976). Zamysłu kompozycyjnego zabrakło w pełnym skądinąd ciekawych technik gitarowych utworze samego Błażejczyka Guitar Sculptures (2013). Nieźle zapowiadał się utwór Rafała Augustyna Hinta-palinta (2009), niestety zanim słuchacz zdołał rozsmakować się w gęstej harmonii, po minucie (?) utwór się skończył. To nie jedyna zresztą tego wieczoru kompozycja „aforystyczna”. Nie do końca jasny był dla mnie ten pomysł.

Prawykonania

Nowe utwory zdominowały programy wielu koncertów, w tym występ (Filharmonia, 10 kwietnia) Wrocławskiej Orkiestry Kameralnej Leopoldinum pod batutą Ernsta Kovacica, z solistami: Rafałem Łucem (akordeon) i Magdaleną Bojanowicz (wiolonczela). Niestety nie był to wieczór olśnień. Kompozycja Beautiful to me. ah (2014) na akordeon, komputery i smyczki Jacka Sotomskiego okazała się uproszczoną i spłowiałą Klangkomposition, zaś Horao (2014) na smyczki i elektronikę Marcina Rupocińskiego tym samym, tylko w wersji polskiej, sonorystycznej (à la wczesny Penderecki). Swą przydługą kompozycję DIApreL (2014) na orkiestrę smyczkową i elektronikę Dominik Lewicki skleił z przypadkowych, nieciekawych elementów. Tego wieczoru jedynie Accant (2014) na akordeon i elektronikę Pawła Hendricha wyróżnił się dojrzałością myśli muzycznej, a także czytelną koncepcją połączenia instrumentu z elektroniką, która w pozostałych utworach była nieprzekonująca, a pod względem środków przekształceń dźwięku sprawiała wrażenie wręcz amatorskiej. Zamykający program Dziennik zapełniony z połowie (2013) na wiolonczelę, perkusję i smyczki Aleksandra Nowaka to z kolei utwór z pogranicza muzyki filmowej.

Oczekiwane prawykonania niósł także koncert tria w składzie: Małgorzata Walentynowicz (fortepian), Frank Wörner (baryton) i Agnieszka Koprowska-Born (perkusja). Muzycy wykonali trzy nowe utwory, jeden nieco starszy oraz zabytkową (w najlepszym tego słowa znaczeniu!) Fantasmagorię (1970-1971) na fortepian preparowany i perkusję Kazimierza Serockiego. Trudno cokolwiek zarzucić zgrabnej kompozycji Dominika Karskiego Gates of the Irrational (2007) na bas-baryton i fortepian, czy dowcipnej i dyskretnie teatralizowanej Conversionis (2014) na głos, perkusję i fortepian Agnieszki Stulgińskiej. Dobromiła Jaskot utworem Slejpnir (2014) na głos męski, fortepian, obiekty perkusyjne i amplifikację rozbudziła apetyt na więcej i może tylko najskromniejszy w środkach Logical Shift (2014) na głos, perkusję i fortepian Karola Nepelskiego pozostawił pewien niedosyt.

Doskonale wykonany program był estetycznie bardzo spójny, jednak pewne rozwiązania brzmieniowe powtarzały się, we wszystkich utworach podobne było też użycie głosu (sytuacja analogiczna jak z Hammondem). Poprzeczka została zawieszona wysoko, bo i zestaw nazwisk był topowy. Zabrakło wyrazistych, błyskotliwych pomysłów, czegoś wyróżniającego, co odświeżyłoby zestandaryzowany już nieco język nowej muzyki.

Z prawykonań wspomnijmy jeszcze intrygującą harmonicznie Kooperatywę II (2010) na akordeon i wiolonczelę (TWOgether Duo) Wojciecha Ziemowita Zycha, a także ciekawy koncepcyjnie, niestety muzycznie nieprzekonujący ReDim Q-Int (2014) na kwintet fortepianowy i dźwięki elektroniczne Adriana Foltyna (Kwartet smyczkowy Nostadema i Wojciech Świętoński – fortepian).

Okno na świat

Mimo iż akcenty międzynarodowe są na festiwalu muzyki polskiej wyjątkiem, w tym roku było ich więcej niż poprzednio. Na koncercie inauguracyjnym wystąpił znakomity ensemble mosaik z Berlina pod batutą Enno Poppego. Oprócz pomysłowej, nieco noisowej kompozycji greetings from a doppelgänger (2013) Jagody Szmytki, miejscami intrygującej Przędzie się nić… IV (2012) na kontrabas i zespół Tadeusza Wieleckiego (solo kompozytora), a także banalnej i eklektycznej kompozycji Pressante (2014) na ośmiu wykonawców Ewy Podgórskiej, zabrzmiały dwa wspomniane utwory Niemców. Salz Enno Poppego był kulminacyjnym momentem całego festiwalu, co pozwala bez złudzeń ocenić ogólnie poziom polskiej muzyki.

Dobrze jest mierzyć się z najlepszymi, niestety wieczór zatytułowany „Awangarda i improwizacja” (CeTA, 4 kwietnia), w którym obok Phila Mintona, legendarnego eksperymentującego wokalisty z Anglii, wystąpili Andrzej Bauer (wiolonczela), Piotr Damasiewicz (trąbka), Jacek Kochan (perkusja), Gerard Lebik (elektronika) i Cezary Duchnowski (fortepian, elektronika), nie sprostał tytułowi. Szkolna koncepcja ekspozycji poszczególnych muzyków i ogólnie wyczuwalny plan kompozycyjny całości kłóciły się z ideą swobodnej improwizacji, w której składy tak rozbudowane są bardzo ryzykowne, a kiedy jeszcze występują w nich dwa tak słabe ogniwa, jak Bauer i Kochan, katastrofa wydaje się nieunikniona. Sam Minton nie umiał odnaleźć się w tej sztucznej sytuacji, skrobał się w czoło i tylko czasem wydawał z siebie jakiś przeraźliwy kwik.

Na festiwalu wystąpił ponadto duński Nordlys Ensemble z polskim programem (Sala Koncertowa Akademii Muzycznej, 11 kwietnia). Zarówno nowy ReVerse 4 (2014) Adama Porębskiego, jak i starsze In An Undertone (2004) Ewy Podgórskiej oraz e (2007) Macieja Jabłońskiego okazały się niestety dość jednowymiarowe. Wyróżnił się utwór Rafała Augustyna Shadow, Inc. A parable for four players after H.Ch. Andersen (2004), w którym muzyka przepleciona została fragmentami „bajki” Cień, czytanej zza biurka przez kompozytora i polonistę. Ciekawy koncept artykułu teoretycznoliterackiego w formie kompozycji muzycznej rekompensował proste środki dźwiękowe.

Wieczór należał jednak do polskiego wiolonczelisty Mikołaja Pałosza, który wykonał Mosaïque (2012) na wiolonczelę i elektronikę Marcina Stańczyka. Rozgestykulowana partia instrumentu solo (bez smyczka, za to z pedałem i akcjami „gębowymi”) połączona była z bardzo wyrafinowaną brzmieniowo warstwą elektroniczną live – rozbitą między osiem głośników mozaiką ciężkich „klubowych” bitów. Zbieżność tytułu utworu Stańczyka i nazwy berlińskiego zespołu, który wystąpił we Wrocławiu, a także temat całej Poloniki („Mozaika dźwiękowej teraźniejszości”) nabrały nieoczekiwanego znaczenia – jeśli któryś z kompozytorów nawiązał dialog z Enno Poppem, to był nim właśnie Marcin Stańczyk. Elementy mozaiki dopasowały się, tworząc piękny ornament. Mosaïque okazał się najlepszym utworem Polaka na festiwalu.

Powtórki

Kompozycje już wykonywane zdominowały dwa koncerty symfoniczne. Orkiestra Filharmonii Wrocławskiej pod batutą Benjamina Shwartza wraz z solistami-flecistami – Łukaszem Długoszem i Agatą Kielar-Długosz – wykonała (11 kwietnia) ilustracyjne Sceny z Bułhakowa (2010) Jerzego Kornowicza, rachityczny, ale konstrukcyjnie przemyślany Koncert fletowy (2013) Pawła Mykietyna i burzliwe (jak dla mnie – aż nadto) Lasy deszczowe (2013) Grażyny Pstrokońskiej-Nawratil. Na zakończenie festiwalu (Filharmonia, 12 kwietnia) słuchaliśmy zaś w wykonaniu Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach pod batutą Michała Klauzy zaskakująco wręcz prostego Upstairs-Downstairs (1971) na dwa chóry dziewczęce lub chłopięce i orkiestrę Wojciecha Kilara, klasycyzującego Koncertu fortepianowego (1962) Andrzeja Panufnika (pianista Mateusz Borowiak), kiczowatego (jedynego takiego na całym festiwalu, brr!) Concerto 2000 (2000) na klarnet i orkiestrę symfoniczną Marcela Chyrzyńskiego (klarnecista Arkadiusz Adamski) oraz nieco chaotycznej kompozycji IN (2013) na wielką orkiestrę symfoniczną Agaty Zubel, nagrodzonej Wrocławską Nagrodą Muzyczną „Polonica Nova” (na szczęście za inny utwór, Not I; gratulacje!). Zupełnie na koniec wspomnijmy o koncercie Kwartetu Śląskiego (Aula Ossolineum, 5 kwietnia) z nienowymi – pod względem daty powstania bądź estetyki – utworami Joanny Szymali (Mgnienie morza), Zbigniewa Bargielskiego (Schizofonia), Paula Preussera (Spirals) i Krzysztofa Meyera (Kwartet fortepianowy op. 112).

Czy festiwal Musica Polonica Nova pójdzie jeszcze dalej w tym kierunku – usłyszymy już za dwa lata. Dobrze, jeśli nie zrobi kroku wstecz.

źródło: „Odra” 6/2014

Dodaj komentarz