World Music Days 2014

1920240_926081917420241_8809136412454177525_n

Wśród festiwali muzyki współczesnej jest jeden szczególny. Powstał w 1923 roku z inicjatywy założonego zaledwie rok wcześniej Międzynarodowego Towarzystwa Muzyki Współczesnej (International Society for Contemporary Music), najstarszej organizacji na świecie skupiającej twórców muzycznej awangardy. ISCM tworzyli m.in. Bela Bartók, Anton Webern, Paul Hindemith, Marice Ravel i Igor Strawiński. Z czasem Towarzystwo rozszerzyło się o nowych członków – Polska dołączyła w 1924 roku, pierwszym prezesem Polskiego Towarzystwa Muzyki Współczesnej był Karol Szymanowski.

Światowe Dni Muzyki (World Music Days) to zatem najstarszy i najdłużej działający festiwal muzyki współczesnej na świecie, a także najbardziej międzynarodowy i demokratyczny. Co roku odbywa się w innym kraju i programowany jest przez reprezentantów ISCM. Polska organizowała go dotąd trzy razy, ostatnio w 1992 roku w Warszawie.

Choć dziś wydarzenie ma raczej charakter środowiskowy i jest przede wszystkim spotkaniem delegatów, organizatorzy starają się przyciągnąć publiczność i zaskoczyć międzynarodowych gości. Także wrocławianie wiele zrobili, by program wyglądał efektownie, stawiając na współpracę kilku instytucji. Oprócz koncertów kameralnych i symfonicznych, program Światowych Dni Muzyki obejmował Festiwal Opery Współczesnej i Avant Art Festival. Były premiery operowe, w tym oczekiwane Anioły w Ameryce Petera Eötvösa, i plenerowe widowisko z motocyklami w Symfonii II Sławomira Kupczaka. Były koncerty klasycznej muzyki współczesnej, instalacje dźwiękowe i wieczory z gwiazdami alternatywy. Taka otwarta i różnorodna formuła sprawdziła się znakomicie, pozwalając słuchać muzyki w różnych kontekstach. Niezwykle cenna była integracji rozmaitych środowisk – na koncertach spotykała się publiczność awangardy klasycznej i alternatywnej, motocykliści, ludzie sztuki i miłośnicy muzyki sakralnej.

Światowe Dni Muzyki trwały od 3 do 12 października. Do Wrocławia przyjechałam dopiero w połowie festiwalu. Ominęły mnie m.in. koncerty Klangforum Wien i Orkiestry Muzyki Nowej, a także wspomniana premiera operowa. Festiwalowy maraton rozpoczęłam od koncertu grupy Zeitkratzer w Imparcie. Orkiestra słynie z niekonwencjonalnych projektów z tak zwanego pogranicza, instrumentuje muzykę elektroniczną, współpracuje też z gwiazdami awangardowej muzyki nieklasycznej. We Wrocławiu muzycy wykonali program zatytułowany Tribute to Lou Reed ‘70 oparty na utworach z płyty Metal Machine Music zmarłego w zeszłym roku założyciela The Velvet Underground. W pierwszej części zespołowi towarzyszyła serbska wokalistka Svetlana Spajic, w drugiej do muzyków dołączył legendarny wokalista japoński Keiji Haino. To z nim Zeitkratzer rozwinął niezwykle dynamiczne brzmienie, które znakomicie współgrało z tajemniczym show Haino.

W ramach programu Avant Art było więcej interesujących koncertów. W klubie Eter wystąpiła ekscentryczna piosenkarka Peaches, łącząca muzykę taneczną z genderowym performansem. Z zaciekawieniem słuchałam zespołu Supersilent z Johnem Paulem Johnsem, którzy muzykę budowali na zasadzie nieustannej zmienności.

Z koncertów klasycznych bardzo udany okazał się wieczór z Orkiestrą Filharmonii Wrocławskiej – jak sądzę, jedną z najlepszych w kraju. Program złożony z pięciu kompozycji na dużą obsadę (muzycy ledwie mieścili się na niewielkiej estradzie Filharmonii) zwierał trzy dobre utwory, które zostały też wykonane z całą świadomością ich niewymuszonej atrakcyjności.

Kompozycja Juliana Andersona The Discovery of Heaven miała w sobie brytyjską elegancję i erudycję instrumentalną. Sploty harmoniczne, kontrapunktyczne, formalny rozmach i pełnia symfonicznego brzmienia, w które wplecione zostały typowe dla tego kompozytora elementy rodem z muzyki niższej, składały się na muzykę barwną, intensywną i niezwykle frapującą.

Bardziej powściągliwy był Markt Enno Poppego, choć bynajmniej nie mniej błyskotliwy. Oba utwory łączyły zresztą nawiązania do ludyczności, powszedniości. Poppe osnuł narrację wokół odgłosów ulicy. Ten niezobowiązujący bałagan oddany był w następstwie krótkich części oraz rapsodycznie rozwijającej się narracji. Wyrazistości nadawał muzyce dodatkowo charakterystyczny temat melodyczny.

Wykonany po przerwie utwór Johannesa Borisa Borowskiego Change był – zgodnie ze intencją kompozytora – dynamiczny, żywy i ulegający nieustannym przekształceniom. Własnym politycznym założeniom nie sprostała niestety Background Music for Fundraising Events Izraelczyka Yaira Klartaga, i zamiast budzić namysł nad ludzkim cierpieniem, o którym słownie opowiadali muzycy orkiestry, wywołała rozbawienie eksperymentami rodem z lat 60. ubiegłego wieku. W trakcie sentymentalnego, neoromantycznego koncertu wiolonczelowego Crazy Diamond Szwajcara Alberta Szchnelzera wyszłam, w Galerii Mia rozpoczynał się bowiem koncert muzyki elektronicznej Kaspra T. Toeplitza i Gerarda Lebika (poza programem Światowych Dni Muzyki).

PTMW dało kompozytorom do dyspozycji najlepszych polskich wykonawców: Agata Zubel, Gośka Isphording, Maciej Frąckiewicz, Małgorzata Walentynowicz, Lutosławski Piano Duo, Orkiestra Muzyki Nowej, Orkiestra Leopoldimum… Ta ostatnia zagrała, poza znanymi już utworami Dariusza Przybylskiego, Hanny Kulenty i Andrzeja Kwiecińskiego, m.in. kompozycję Naktųė Ilgėjimas młodej, ale popularnej na świecie Litwinki Justė Janulytė. Trudna akustyka wewnętrznego dziedzińca NOT wyjątkowo sprzyjała jej muzyce, przybierającej postać rozwibrowanej, nabrzmiewającej magmy.

Na innych koncertach kameralnych uwagę zwracali Rosjanie: w Oratorium Marianum Agata Zubel i Bartłomiej Wąsik wykonali intrygującą kompozycja Władimira Ranniewa An eine, die vorüberging, w której nieco neurotyczna partia wokalna rozwijała się przeważnie na granicy szeptu, zaś fortepian w oszczędnym towarzyszeniu niewielu dźwięków, a niekiedy tylko samego pedału, budował aurę tajemnicy i intymności, przełamywaną gwałtowniejszymi gestami. Dwa dni wcześniej akordeonista Maciej Frąckiewicz brawurowo wykonał Schattenspiel Alexandry Filonenko, kompozycję pełną humoru i wirtuozerii, z elementami performatywnymi, w której instrument był traktowany totalnie, a nawet rozciągał się na zewnętrzne obiekty (użycie smyczka i taśmy klejącej).

Na tym samym koncercie uwagę zwrócił także utwór Michała Moca MissA na klawesyn i akordeon z udziałem Gośki Isphording, w którym efektowne rozpoczęcie z puszczeniem miecha instrumentu rozwinęło się w motoryczne przebiegi klawesynu.

Na zakończenie klasycznej części programu w Filharmonii Wrocławskiej wystąpił znakomity i znany już wrocławianom z koncertów w ramach Musica Electronica Nova francuski zespół Court-Circuit. Od pierwszych dźwięków utworu Şivgin młodego Turka Mithatcana Öcala słychać było maestrię wykonawczą, selektywność poszczególnych dźwięków, przejrzystość interpretacji. Zresztą, wspomniana kompozycja okazała się wdzięcznym materiałem do oszlifowania i jak na dwudziestodwuletniego kompozytora, nie chwalącego się studiami zagranicznymi, zaskakująco „europejska”, spójna, dojrzała i elegancka. Sąsiedztwo Łącznika na skrzypce i wiolonczelę Philippe’a Hurela, założyciela zespołu tylko to potwierdziło. Na tym koncercie zabrzmiał także nowy utwór Cezarego Duchnowskiego Drone Music na zespół kameralny z elektronika. W centrum muzyki kompozytor postawił technologię, która jest jego żywiołem. Ciekawe rozmieszczenie instrumentów w pewnych odległościach na estradzie oraz smakowite interwencje elektroniki nie zmniejszyły jednak poczucia niewykorzystanego potencjału zespołu. W programie koncertu były jeszcze dwa utwory: Entropia na orkiestrę kameralną Rumuna Christiana Lolei oraz dunder wood na dwa amplifikowane pianina dziecięce i zespół kameralny Austriaka Karlheinza Essla. Ładne momenty, ale i sporo mielizn.

Osobnym wydarzeniem była premiera utworu Pięć śpiewów z klatki Prasquala (Tomasza Praszczałka) w Operze Wrocławskiej, trwającego blisko półtorej godziny rytuału do tekstów Tadeusza Różewicza. Kontekst opery sugerował, że będzie to spektakl, tymczasem Prasqual do minimum ograniczył inscenizację, zawierzając samej muzyce, która unieść miała egzystencjalne treści zawarte w poezji. Kompozytor podzielił Orkiestrę Opery Wrocławskiej na grupy i część z nich ulokował na balkonach i w lożach bocznych. Umożliwiło to przestrzenne rozegranie muzyki, co stanowiło sedno dramatyczności. Zespół opery poprowadził Tomasz Szreder, wśród solistów znaleźli się Jadwiga Postrożna (mezzosopran), Mariusz Godlewski (baryton) oraz Jerzy Trela (recytator).

Główną nagrodę na organizowanym przez ISCM konkursie dla młodych kompozytorów zdobył Belg Stefan Prins (za utwór Piano Hero) – jedna z najgłośniejszych dziś postaci na scenie nowej muzyki (dwa lata temu zdobył nagrodę w Darmstadt). Kolejne Światowe Dni Muzyki za rok w słoweńskiej Lublanie.

źródło: „Odra” 12/2014

Dodaj komentarz